O utworze
Marsz Mokotowa
AkompaniamentMarsz Mokotowski
Od 1969 r., codziennie o godzinie 17.00 na pamiątkę godziny „W” – godziny rozpoczęcia powstania warszawskiego – z wieżyczki Domku Gotyckiego usytuowanego przy ulicy Puławskiej w Warszawie rozlegają się dźwięki Marsza Mokotowa, jednej z najpiękniejszych pieśni powstańczych.
Marsz Mokotowa był rezultatem współpracy żołnierzy pułku „Baszta”, Mirosława Jezierskiego, pseud. „Karnisz”, i Jana Krzysztofa Markowskiego, pseud. „Krzysztof” – jednego z najpopularniejszych artystycznych duetów powstańczych, autorów takich żołnierskich szlagierów jak Sanitariuszka Małgorzatka i Mała dziewczynka z AK.
Piosenka powstała po 20 sierpnia 1944 r., stając się powstańczą pieśnią dzielnicy Mokotów. Podobno z Mokotowa została przeszmuglowana kanałami do Śródmieścia. Wykonanie melodyjnego marsza podczas jednego z okupacyjnych koncertów przez Mieczysława Fogga (1901–1990), zaprzyjaźnionego z Janem Markowskim, zapoczątkowało wielką karierę piosenki. Mokotowski marsz dotarł m.in. na Kielecczyznę i do Małopolski.
Podczas wojny i po jej zakończeniu pieśń wielokrotnie przedrukowywano, niekiedy zmieniając brzmienie wybranych jej ustępów, choć zasadniczo utwór dość skutecznie opierał się różnego rodzaju przeróbkom i zmianom.
Marsz Mokotowa – obok Marsza Żoliborza – stanowi przykład utworu identyfikowanego z konkretnym rejonem walczącej stolicy, pełniąc funkcję jego muzycznej wizytówki.
Tekst
i werble do szturmu nie warczą,
nam przecież te noce sierpniowe
i prężne ramiona wystarczą.
Niech płynie piosenka z barykad,
wśród blokad, zaułów, ogrodów,
z chłopcami niech idzie na wypad,
pod rękę, przez cały Mokotów.
Ten pierwszy marsz ma dziwną moc,
tak w piersiach gra, aż braknie tchu,
czy słońca żar, czy chłodna noc,
prowadzi nas pod ogniem z luf.
Ten pierwszy marsz to właśnie zew,
niech brzmi i trwa przy huku dział,
batalion gdzieś rozpoczął szturm,
spłynęła łza i pierwszy strzał!
2. Niech wiatr ją poniesie do miasta
jak żagiew płonącą i krwawą,
niech w górze zawiśnie na gwiazdach,
czy słyszysz, płonąca Warszawo?
Niech zabrzmi w uliczkach znajomych,
w Alejach, gdzie bzy już nie kwitną,
gdzie w twierdze zmieniły się domy,
a serca z zapału nie stygną!
Ten pierwszy marsz ma dziwną moc,
tak w piersiach gra, aż braknie tchu,
czy słońca żar, czy chłodna noc,
prowadzi nas pod ogniem z luf.
Ten pierwszy marsz niech dzień po dniu,
w poszumie drzew i w sercach drży,
bez próżnych skarg i zbędnych słów,
to nasza krew i czyjeś łzy!